czwartek, 8 czerwca 2017

polska agentura

Teczkę Jarosława Kaczyńskiego mogliśmy poznać 2 czerwca 2006 r., kiedy to on sam przedstawił ją dziennikarzom. Zanim do tego doszło, przez kilka miesięcy toczył się dziwny spór. Otóż najpierw Kaczyński obiecał, że swoją teczkę ujawni, a potem zaczął z tym zwlekać. Przypierany do muru przez media tłumaczył, że nie może teczki upublicznić, bo „są w niej ślady ingerencji płk. Lesiaka”. Przypomnijmy, Jan Lesiak stał na czele zespołu, który działał w UOP i który był oskarżony o prowadzenie „inwigilacji prawicy”. W tej sprawie Lesiak stawał przed sądem, ale ostatecznie nie został skazany, gdyż zarzuty uległy przedawnieniu. W każdym razie Kaczyński z upublicznieniem swojej teczki zwlekał, w końcu w całą sprawę zaangażował się Zbigniew Ziobro, który był wówczas ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym i który ogłosił, że teczka Kaczyńskiego była fałszowana. Czym oczywiście wywołał jeszcze większe zainteresowanie. W ogólnym ferworze nikt nawet nie zapytał, dlaczego właśnie Ziobro tak wiele wie o teczce, która nie jest upubliczniona. Jak napięcie rosło, tak po 2 czerwca gwałtownie spadło. Bo materiały udostępnione mediom przez Jarosława Kaczyńskiego okazały się po prostu nudne. Jego teczka liczyła 200 stron, w większości były to mało ważne kserokopie, typu świadectwo ukończenia studiów czy świadectwo pracy. Teczka dotyczy lat 1976-1982. Pierwsze meldunki pokazują Kaczyńskiego jako osobę współpracującą z KOR. Ostatni – to rok 1982 i informacja, że Jarosław Kaczyński nie prowadzi szkodliwej działalności, więc wnioskuje się o przekazanie teczki do archiwum. Co było dziwne, bo w rzeczywistości działał on w podziemnej „Solidarności”, blisko jej najwyższych władz. Owym fałszerstwem okazała się natomiast lojalka Jarosława Kaczyńskiego, którą miał podpisać zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego, a która została najprawdopodobniej sporządzona na początku lat 90. Jakim cudem trafiła więc do materiałów o dekadę starszych, z poprzedniej epoki? A także notatka ppłk. Kijowskiego z jego rzekomej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim 17 grudnia 1981 r., podczas której miało dojść do podpisania lojalki. To były te dokumenty, które Kaczyński niechętnie ujawniał, podkreślając, że są fałszywe. I że te fałszywki podrzucone zostały do jego teczki w latach 90. Jeżeli owe wyjaśnienia przyjmiemy za dobrą monetę, a stoi za nimi również autorytet sądu, musimy też przyjąć, że teczka Jarosława Kaczyńskiego wcale nie jest teczką. Jest tylko zbiorem dokumentów. Jak mówili to Gontarczyk i Cenckiewicz, archiwa SB były prowadzone z zachowaniem wszelkiej staranności. Teczki, personalne i obiektowe, miały spis treści. Wiadomo więc było, jakie dokumenty zawierają, i nie można było czegoś do nich podrzucić bądź wyjąć. Co więcej, znajdujące się w nich materiały były numerowane, tak jak w książce, z tym że ta numeracja była od tyłu. Na samym spodzie były strony wcześniejsze, na górze – późniejsze. To jest logiczne, do teczki materiały się wkłada. Poza tym gdy teczka szła do archiwum, była przeszywana, żeby więc wyjąć z niej jakiś dokument i zastąpić go innym, trzeba było złamać pieczęć. To niejedyne utrudnienie – teczki miały też rubrykę, w której wpisać się musiał każdy, kto do niej zaglądał. Biorąc do ręki teczkę, archiwista już wiedział, kto ją czytał i kiedy. Tego wszystkiego teczka Jarosława Kaczyńskiego nie posiadała. Jest to zatem raczej nieuporządkowany, nieopisany zbiór dokumentów. I tu nasuwa się pytanie: czy wszystkich? Jeżeli do takiej teczki można było dokładać materiały, takie jak owa lojalka, to można było z niej wyjmować. I to w różnym czasie, nie tylko w okresie PRL. Kto miał „teczkę” Kaczyńskiego, miał możliwość dowolnego preparowania jego życiorysu. W jedną albo w drugą stronę. To oczywiście otwiera pole do różnych domysłów i teorii. Każda będzie inna, w zależności od historyka i jego poglądów. I jest przestrogą dla innych: czy tylko teczka Jarosława Kaczyńskiego mogła być „sfałszowana”? Jedyna w Polsce?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz